Want to make creations as awesome as this one?

Transcript

O miłości

Z bACZYŃSKIM

"Kochany'' — szumi piosenka, więc wtedy obejmą ramiona
więcej, niż objąć można kochając jedno ciało.
Dłoń wielka kształty fałduje za nieba czarną zasłoną
i kreśli na niej zwierzęta linią drżącą i białą.

Gdy za powietrza zasłoną


Play

Gdy za powietrza zasłoną

Krzysztof Kamil Baczyński

Gdy za powietrza zasłoną dłoń pocznie kształty fałdować

i czuje się wielkie ptaki rosnące za chmur kwiatami,

zmierzch schodzi lekko. A ona świeci u okna głową

jasną jak listek światła i śpiewa piosenkę ciszy.

Długą, wijącą się wstęgą głos ciepły w powietrzu stygnie,

aż jego dosięgnie w zmroku i szept przy ustach usłyszy.

"Kochany" — szumi piosenka i głowę owija mu, dzwoni

jak włosów miękkich smuga, lilie z niej pachną tak mocno,

że on, pochylony nad śmiercią, zaciska palce na broni,

wstaje i jeszcze czarny od pyłu bitwy — czuje,

że skrzypce grają w nim cicho, więc idzie ostrożnie, powoli,

jakby po nici światła, przez morze szumiące zmroku

i coraz bliższa jest miękkość podobna do białych obłoków,

aż się dopełnia przestrzeń i czuje jej głosik miękki

stojący w ciszy olbrzymiej na wyciągnięcie ręki.

"Kochany'' — szumi piosenka, więc wtedy obejmą ramiona

więcej, niż objąć można kochając jedno ciało.

Dłoń wielka kształty fałduje za nieba czarną zasłoną

i kreśli na niej zwierzęta linią drżącą i białą.

A potem świt się rozlewa. Broń w kącie ostygła i czeka.

Pnie się wąż biały milczenia, przeciągły wydaje syk.

I wtedy budzą się płacząc, bo strzały pękają z daleka,

bo śnili, że dziecko poczęli całe czerwone od krwi.

Basi

Ten czas

Krzysztof Kamil Baczyński

Miła moja, kochana. Taki to mroczny czas.

Ciemna noc, tak już dawno ciemna noc, a bez gwiazd,

po której drzew upiory wydarte ziemi — drżą.

Smutne nieba nad nami, jak krzyż złamanych rąk.

Głowy dudnią po ziemi, noce schodzą do dnia,

dni do nocy odchodzą, nie łodzie — trumny rodzą,

w świat grobami odchodzą, odchodzi czas we snach.

A serca — tak ich mało, a usta — tyle ich.

My sami — tacy mali, krok jeszcze — przejdziem w mit.

My sami — takie chmurki u skrzyżowania dróg,

gdzie armaty stuleci i krzyż, a na nim Bóg.

Te sznury, czy z szubienic? długie, na końcu dzwon —

to chyba dzwon przestrzeni. I taka słabość rąk.

I ulatuje — słyszę — ta moc jak piasek w szkle

zegarów starodawnych. Budzimy się we śnie

bez głosu i bez mocy i słychać, dudni sznur

okutych maszyn burzy. Niebo krwawe, do róży

podobne — leży na nas jak pokolenia gór.

I płynie mrok. Jest cisza. Łamanych czaszek trzask;

i wiatr zahuczy czasem, i wiek przywali głazem.

Nie stanie naszych serc. Taki to mroczny czas.

10 września 1942 r.

W każdej przemianie podobna kręgowi czasu,

jak rok obracasz się stojąc i jeszcze stąd

widzę cię na równinach, górach i grzywach lasów,

w które światło nalewasz dzbanem splecionych rąk.

I morzu podobna przenosisz odbicie wszystkich pogód

które płynęły i grały w mosiężne kotły chmur.

Dłonią poruszysz — jest zima, uśmiechniesz się — to jesień

Basi

Krzysztof Kamil Baczyński

Basi

"ale ty jesteś drzewo"

R. M. Rilke

W każdej przemianie podobna kręgowi czasu,

jak rok obracasz się stojąc i jeszcze stąd

widzę cię na równinach, górach i grzywach lasów,

w które światło nalewasz dzbanem splecionych rąk.

I morzu podobna przenosisz odbicie wszystkich pogód

które płynęły i grały w mosiężne kotły chmur.

Dłonią poruszysz — jest zima, uśmiechniesz się — to jesień

ciernie uczyni z głogów wianem miedzianych piór.

W jabłkach dojrzewasz i zieleń wypełniasz żółtym sokiem.

Uchwycę powietrze dłonią — to jesteś każdy krzew

i każdy ptak na modrzewiu

albo muzyki obłokiem

i złotą struną drzew.

Ach, płoną drwa na kominach i sanie suną w puch,

kot przeciągając się mruczy, wzdyma się w giętki łuk.

Ty jesteś w rzece i w każdym ruchu odbity twój uśmiech.

Obudź się śniegiem, polaną, zmień się w danieli róg.

Pod wieczór będziesz ciałem i w moim ciele uśniesz,

a rano znów się obudzę, miną znużeni ludzie,

znajdą na mojej piersi uśpiony biały głóg.

Albo w gaju, gdzie jesteś

brzozą, białym powietrzem...

W potoku włosów twoich,
w rzece ust...

Erotyk

Krzysztof Kamil Baczyński

W potoku włosów twoich, w rzece ust,

kniei jak wieczór — ciemnej

wołanie nadaremne,

daremny plusk.

Jeszcze w mroku owinę, tak jeszcze różą nocy

i minie świat gałązką, strzępem albo gestem,

potem niemo się stoczy,

smugą przejdzie przez oczy

i powiem: nie będąc -jestem.

Jeszcze tak w ciebie płynąc, niosąc cię tak odbitą

w źrenicach lub u powiek zawisłą jak łzę,

usłyszę w tobie morze delfinem srebrnie ryte,

w muszli twojego ciała szumiące snem;

Albo w gaju, gdzie jesteś

brzozą, białym powietrzem

i mlekiem dnia,

barbarzyńcą ogromnym,

tysiąc wieków dźwigając

trysnę szumem bugaju

w gałęziach twoich — ptak.

Dedykacja:

Jeden dzień — a na tęsknotę — wiek.

jeden gest — a już orkanów pochód,

jeden krok — a otoś tylko jest

w każdy czas — duch czekający w prochu.

Erotyk

Erotyk
[Dedykacja]

Jeden dzień — a na tęsknotę — wiek.

jeden gest — a już orkanów pochód,

jeden krok — a otoś tylko jest

w każdy czas — duch czekający w prochu.

*** [Niebo złote ci otworzę...]

Ty jesteś moje imię i w kształcie, i w przyczynie,

i moje dłuto lotne (...)
Ty jesteś we mnie jaskier w chmurze rzeźbiony blaskiem
nad czyn samotny (...)
Ty jesteś marmur żywy, przez który kształt mi przybył,
kształt w wichurze o świcie widziany...

Ty jesteś moje imię...

Ty jesteś moje imię

Krzysztof Kamil Baczyński

Ty jesteś moje imię i w kształcie, i w przyczynie,

i moje dłuto lotne.

Ja jestem, zanim minie wiek na koniu-bezczynie,

ptaków i chmur zielonych złotnik.

Ty jesteś we mnie jaskier w chmurze rzeźbiony blaskiem

nad czyn samotny.

Ja z ciebie ulew piaskiem runo burz, co nie gaśnie,

każdym życiem i śmiercią stokrotny.

Ty jesteś marmur żywy, przez który kształt mi przybył,

kształt w wichurze o świcie widziany,

który o mleczne szyby buchnął płomieniem grzywy

i zastygł w dłoni jak z gwiazdy odlany.

I jesteś mi imię ruchów i poczynaniem słuchu,

który pojmie muzykę i sposób,

który z lądu posuchy wzejdzie żywicą-duchem

w łodygę głosu.

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetuer adipiscing elit, sed diam nonummy nibh euismod tincidunt ut laoreet dolore magna aliquam erat volutpat.

A serca — tak ich mało, a usta — tyle ich.
My sami — tacy mali, krok jeszcze — przejdziem w mit.
My sami — takie chmurki u skrzyżowania dróg,
gdzie armaty stuleci i krzyż, a na nim Bóg.

Miła moja, kochana. Taki to mroczny czas.
Ciemna noc, tak już dawno ciemna noc, a bez gwiazd ...

Ten czas

Ten czas

Krzysztof Kamil Baczyński

Miła moja, kochana. Taki to mroczny czas.

Ciemna noc, tak już dawno ciemna noc, a bez gwiazd,

po której drzew upiory wydarte ziemi — drżą.

Smutne nieba nad nami, jak krzyż złamanych rąk.

Głowy dudnią po ziemi, noce schodzą do dnia,

dni do nocy odchodzą, nie łodzie — trumny rodzą,

w świat grobami odchodzą, odchodzi czas we snach.

A serca — tak ich mało, a usta — tyle ich.

My sami — tacy mali, krok jeszcze — przejdziem w mit.

My sami — takie chmurki u skrzyżowania dróg,

gdzie armaty stuleci i krzyż, a na nim Bóg.

Te sznury, czy z szubienic? długie, na końcu dzwon —

to chyba dzwon przestrzeni. I taka słabość rąk.

I ulatuje — słyszę — ta moc jak piasek w szkle

zegarów starodawnych. Budzimy się we śnie

bez głosu i bez mocy i słychać, dudni sznur

okutych maszyn burzy. Niebo krwawe, do róży

podobne — leży na nas jak pokolenia gór.

I płynie mrok. Jest cisza. Łamanych czaszek trzask;

i wiatr zahuczy czasem, i wiek przywali głazem.

Nie stanie naszych serc. Taki to mroczny czas.

10 września 1942 r.

Niebo złote ci otworzę,
w którym ciszy biała nić
jak ogromny dźwięków orzech,
który pęknie, aby żyć ...

*** [Niebo złote ci otworzę...]

Niebo złote ci otworzę

Krzysztof Kamil Baczyński

Niebo złote ci otworzę,

w którym ciszy biała nić

jak ogromny dźwięków orzech,

który pęknie, aby żyć

zielonymi Usteczkami,

śpiewem jezior, zmierzchu graniem,

aż ukaże jądro mleczne

ptasi świt.

Ziemię twardą ci przemienię

w mleczów miękkich płynny lot,

wyprowadzę z rzeczy cienie,

które prężą się jak kot,

futrem iskrząc zwiną wszystko

w barwy burz, w serduszka listków,

w deszczów siwy splot.

I powietrza drżące strugi

jak z anielskiej strzechy dym

zmienię ci w aleje długie,

w brzóz przejrzystych śpiewny płyn,

aż zagrają jak wielonczel

żal — różowe światła pnącze,

pszczelich skrzydeł hymn.

Jeno wyjmij mi z tych oczu

szkło bolesne — obraz dni,

które czaszki białe toczy

przez płonące łąki krwi.

Jeno odmień czas kaleki,

zakryj groby płaszczem rzeki,

zetrzyj z włosów pył bitewny,

tych lat gniewnych czarny pył.

15 VI 43 r.

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetuer adipiscing elit, sed diam nonummy nibh euismod tincidunt ut laoreet dolore magna aliquam erat volutpat.

Słońce, słońce w ramionach

czy twego ciała kryształ

pełen owoców białych,

gdzie zdrój zielony tryska,

gdzie oczy miękkie w mroku

tak pół mnie, a pół Bogu.

Miłość

Miłość

Twych kroków korowody

w urojonych alejach,

twe odbicia u wody

jak w pragnieniach, w nadziejach.

Twoje usta u źródeł

to syte, to znów głodne,

i twój śmiech, i płakanie

nie odpłynie, zostanie.

Uniosę je, przeniosę

jak ramionami — głosem,

w czas daleki, wysoko,

w obcowanie obłokom.

„A otóż i macie wszystko.
Byłem jak lipy szelest,
na imię mi było Krzysztof,
i jeszcze ciało – to tak niewiele”.

Krzysztof Kamil Baczyński