Want to make creations as awesome as this one?

More creations to inspire you

Transcript

Na obrazku ukryto 5 legend zaczerpniętych z książki. Co to za książka i kto ją napisał? Odpowiedź i droga do niespodzianek, też są tu ukryte.

Droga z Goworowic do Ząbkowic prowadzi przez niewielki las zwany Gajem. O miejscu tym od dawna opowiadano dziwne rzeczy. W Gaju był mały staw, w którym kiedyś utopiła się ponoć księża gospodyni i nieraz wieczorami nad wodą rozlegało się smutne zawodzenie, jakby ktoś wołał: „Ojoj, oj, oj!”. Ludzie omijali to miejsce, zwłaszcza nocą, kiedy na zapóźnionych przechodniów czyhać miał Chłopiec z Gaju. Nikt nawet dobrze nie wiedział jak on wygląda, ale wszyscy zgodnie twierdzili, że spotkanie z nim nie jest bezpieczne. Pewnego razu jeden z goworowickich gospodarzy poszedł z jakąś sprawą do Ziębic. Znajomi i interesy zatrzymały go aż do wieczora. — Nie wracajcie teraz, toć przez Gaj idzie droga, lepiej poczekać do jutra — ostrzegano go. Ale on wzruszył tylko ramionami i poszedł. Nie z jednego pieca chleb jadał, a tu w strachy babskie każą mu wierzyć? Im bardziej jednak zbliżał się do Gaju, tym większy ogarniał go niepokój. Księżyc srebrzył wody stawu, które lśniły jasno wśród drzew. W Gaju dawały się słyszeć jakby jakieś jęki, pomruki i stąpania. Nagle gospodarz usłyszał plusk, potem szybkie kroki bosych stóp za plecami i nagle poczuł z przerażeniem, że sprężyste ciało młodzieńca jednym skokiem znalazło się na jego karku. Chłop oszalały ze strachu puścił się biegiem ku swemu domowi, na próżno usiłując zrzucić zmorę. Ale Chłopiec z Gaju siedział mu na karku, trzymając się mocno i tylko chwilami wybuchał krótkim chichotem. Zdyszany chłop dotarł wreszcie do swojej chałupy i jął łomotać rozpaczliwie do drzwi. Późno już było, więc dopiero po pewnej chwili drzwi się otwarły i biedak zobaczył przestraszone twarze żony i dzieci. I w tej samej chwili poczuł, że przestaje go przygniatać ciężar niesamowitego jeźdźca. Obejrzał się — nie było nikogo. Od tej pory nikt już nie odważył się przechodzić o zmroku przez Gaj, aby nie stać się ofiarą okrutnych żartów Chłopca z Gaju.

O Chłopcu z Gaju

Wieś Opolnica niedaleko Barda Śląskiego w powiecie ząbkowickim nosiła podobno dawniej, już po 1945 roku, miano Chrobrówki. I szkoda, że nazwa ta została zmieniona, bo o niej to właśnie ludność okoliczna opowiada do dziś ciekawe podanie. W bardzo dawnych czasach do wsi tej przybył jakiś dziad wędrowny. A że wieczór zapadł, zaczął chodzić od chałupy do chałupy, prosząc o nocleg. Ale, jak to zwykle bywa, przed biedakiem zawarły się drzwi bogatych i nikt nie chciał go ugościć. Przyjęto go dopiero w małej, biednej chałupce pod lasem. Było tu kilkoro drobnych dzieci, a matka ich leżała właśnie po połogu, tuląc niedawno urodzone niemowlę. Ojca rodziny, ubogiego drwala, nie było w domu, bo wyruszył na wieś szukać kuma dla swojego najmłodszego. Niebawem i on wrócił do domu, zniechęcony bezowocnymi poszukiwaniami, bo biedakowi nikt nie chciał wyświadczyć zaszczytu trzymania jego dziecka do chrztu. — Cóż, musicie gdzieś spać — rzekł do dziada — zostańcie, znajdzie się i dla was miejsce w naszym ubóstwie. A może wy zgodzicie się za kuma mnie biedakowi, któremu już wszyscy odmówili? — Ochotnie wam oddam tę przysługę — odparł wędrowiec. Jakoż nazajutrz odprawiono skromne chrzciny i nieznany dziad został kumem biednego drwala, po czym ugoszczony, czym chata bogata, udał się w dalszą drogę. Nie minęło parę dni, gdy do wsi zawitał wspaniały orszak zbrojnych, na których czele, na dzielnym koniu, jechał okazały mąż o pięknym, poważnym obliczu. Był to sam król Bolesław Chrobry. Najznaczniejsi we wsi kmiecie, tłocząc się, biegli go powitać, ale on minął ich obojętnie i pojechał wprost na skraj wsi do chałupy biednego drwala i tam z konia zeskoczył. Z niskim pokłonem wyszedł na powitanie władcy biedak. Ale jakież było jego zdziwienie, gdy we wspaniale ubranym królu rozpoznał owego dziada wędrownego, swojego kuma. W istocie był to dobry monarcha, który w dziadowskim przebraniu chodził czasami po wsiach, aby dowiedzieć się, jak żyją jego poddani, jakie są ich troski i radości, a zwłaszcza jak żyją biedacy, których głosy tak rzadko docierały do stóp jego tronu przez usta bogatych i możnych. Radość i wesele zapanowały odtąd w chacie drwala. Skończyła się jego bieda. Królewski kum, poznawszy jego dobroć i uczynność, nadał mu sporo ziemi i rozkazał wybudować dla niego dostatnią zagrodę; miejsce, gdzie stały te zabudowania, do dziś jeszcze pokazują ludzie we wsi. Całą wieś na pamiątkę tego zdarzenia nazwano na cześć dobrego króla Chrobrówką.

Jak król Bolesław u biedaka był kumem

W XV wieku panem na Romanowie w powiecie strzelińskim był rycerz Jan Czyrna. Ale nie był to człowiek, który pracą i wzorowym gospodarowaniem zdobył sobie szacunek ludzki. Cała okolica cierpiała od jego zbójeckich napadów i nieszczęsny był los kupieckich taborów, które przeciągały w pobliżu. Wszystko uchodziło mu bezkarnie, bo duszę swą zaprzedał diabłu. Ale gdy zaczął się zbliżać czas, w którym diabeł miał przyjść po swoją należność, zabijakę opuściło jego zwykłe zuchwalstwo. Całe dnie myślał tylko, jak uniknąć szatańskich szponów. W końcu diabeł przybył. Rycerz Czyrna, nie namyślając się długo, zaproponował mu, aby zagrali w kręgle o jego duszę. Diabeł przystał na to chętnie i tej samej jeszcze nocy znaleźli się na obszernej, oświetlonej blaskiem księżyca przestrzeni. W oddali widać było ogromnych dziewięć kręgli. Diabeł porwał wielki głaz i potoczył go z hukiem, a osiem kręgli padło z łoskotem na ziemię. — Wygrałem! — ucieszył się zły duch. — Twoja dusza należy do mnie! — Pamiętaj, że obiecałeś mnie poniechać, jeśli wygram — odparł Czyrna, po czym chwycił ze złością ogromny narożnik kamiennej bramy i ze wszystkich sił rzucił. Wszystkie dziewięć kręgli padło na ziemię. Diabeł, choć wściekły z przegranej, musiał zrezygnować z duszy rycerza. A Czyrna zmienił odtąd swe życie, starając się czynić dobrze i w miarę możności naprawić krzywdy, które wyrządził. Śladem tej niezwykłej gry ma być siedem rowów, które ciągną się w odległości 400–500 metrów jeden od drugiego pod Romanowem. Ludzie nazywali to miejsce „Diabelską Kręgielnią” i pokazywali, gdzie upadła diabelska kula; nie wyrosła tam od tego czasu ani jedna trawka czy kwiat. Inni jednak mówili, że rowy te wykopali ongiś zbójcy, aby móc się niepostrzeżenie przekradać do wsi Krzywina.

Diabelska kręgielnia

Dzikie i nieprzebyte były lasy i bagna w dolinie Baryczy, w powiecie milickim. Wiele też czasu upłynęło, zanim okolice te zaczęły się zaludniać. Jednym z pierwszych panów w tych stronach był ponoć możny książę Sapieha. Wzniósł on tutaj potężne zamczysko, a granice swych włości kazał oznaczyć i zabezpieczyć przed wylewami rzeki szeregiem zasadzonych dębów. Drzewa te, potężne i rozrosłe, po wielu jeszcze stuleciach pokazywali przybyszom okoliczni chłopi. W Cieszkowie, w krypcie miejscowego kościoła Wniebowzięcia NMP, pokazywano też zasuszone zwłoki niewiasty przybrane w szczątki starego, wspaniałego stroju. Była to właśnie księżna Sapieżyna, fundatorka kościoła w 1753 roku, dawna pani tych ziem. Żadne dokumenty nie przechowały wiadomości, gdzie stał ów stary zamek Sapiehów. Tylko starzy ludzie opowiadali, że zamek ten stał niedaleko Kraśnic, na miejscu, gdzie dziś rozciąga się jeden z licznych stawów doliny Baryczy zwany Przystanią. I rzeczywiście, na polach okolicznych znajdowano wiele kamieni jakby ze zburzonych murów, a nieopodal rosło kilka potężnych dębów o obwodzie 30 stóp. Kiedy i w jaki sposób zamek uległ zagładzie, nie wiadomo. Wody stawu kryją jego tajemnicę. Tylko czasami ukazuje się tam widmo dziewczyny w białych szatach, może ukochanej lub żony księcia. Ze smutkiem spogląda ona po okolicy, jakby wspominając czasy, gdy miejsce to tętniło życiem i gwarem, gdy w jasno oświetlonych salach zamku ucztowano wesoło, a na dziedzińcu zamkowym dzielni rycerze stawali w szranki podczas turniejów i zabaw. Niekiedy pojawia się też postać młodego myśliwego i obie zjawy skąpane w księżycowej poświacie przechadzają się z wolna nad stawem, który kryje ich tajemnicę...

O zatopionym zamku nad Baryczą

Na wojnach i wyprawach upływał burzliwy żywot Bolesława Krzywoustego. Od Szczecina po Morawy ciągnął się szlak bojowy tego zjednoczyciela Pomorza i obrońcy Śląska. A we wszystkich wyprawach towarzyszył mu wiernie kasztelan Wojsław, dla siły swej i waleczności zwany Żelazną Pięścią. Był on kasztelanem we Wrocławiu i Głogowie; nie były to spokojne rządy, lecz ciągle odpierane napaści i wyprawy wojenne. Tak upływało jego życie w walkach, z których zawsze wychodził zwycięzcą. Ale pewnego razu zły los dosięgnął rycerza. Było to wtedy, gdy Wojsław wyruszył razem z księciem na wyprawę przeciw Morawcom. W bitwie obskoczyła go przeważająca liczba wrogów, a jeden z nich strasznym cięciem odrąbał mu prawicę. Mimo to ciosami lewicy przerąbał się dalej nieugięty rycerz przez gąszcz nieprzyjaciół i dopiero gdy rozstrzygnęły się losy bitwy, padł zemdlony na ręce towarzyszy. Rozgrzany bitwą i triumfami przycwałował Bolesław. — Oto znów Żelazna Pięść wywalczyła nam zwycięstwo! — zawołał. — Ale nie ma już tej żelaznej pięści — odparł smutno rycerz, pokazując straszliwą ranę. Zasmucił się Bolesław Krzywousty. — Cokolwiek bym dla ciebie zrobił — rzekł — dłużnikiem twym pozostanę. I rozkazał, by ze szczerego złota pięść odlać i sztucznie Wojsławowi do ręki przymocować. I jeździł jeszcze ze swym władcą na wyprawy wojenne dzielny kasztelan Wojsław, odtąd Złotą Pięścią zwany. Niektórzy mówili, że i w tej złotej prawicy mógł miecz utrzymać, inni zaś, że samą ową złotą pięścią wrogów młócił. Podobno, gdy go raz jadącego wraz ze Stefanem z Budziszyna otoczyli na błoniach pod Żaganiem leśni opryszkowie, Wojsław sam, złotą swą pięścią po łbach tłukąc, napastników rozegnał.

O Wojsławie Złotej Pięści

Brawo!A teraz zajrzyj do prezentów :)