Want to make creations as awesome as this one?

More creations to inspire you

Transcript

Jak to się zaczęło?

początek

lata 50-te

W latach 50. ubiegłego wieku żył we Włoszech wyjątkowy pies Lampo. Historię pieska opisał w swej książce Roman Pilarski, polski polski pisarz, autor książek dla dzieci, nauczyciel. Opowieść "O psie, który jeździł koleją" podbiła serca polskich czytelników. Roman Pilarski opowiada historię Lampo, a także ludzi, których pies spotkał na swej drodze.

Niezwyczajny podróżny

Lampo Pies był miły, kudłaty, trochę podobny do szpica, a trochę do owczarka. Miał wesołe oczy. Jedno ucho opadało mu w dół, a drugie sterczało w górę. Wyglądał przez to zawadiacko i śmiesznie.

Podróżnik

+

+

+

+

+

Co wiesz otym kraju?

Akcja

Włochy in. Italia

+

+

+

+

+

+

Gdzie? dziej się ta

Miejsce wydarzeń

Campiglia Marittima – to miejscowość i gmina we Włoszech, w regionie Toskania, w prowincji Livorno.

historia Lampo

Pracownicy stacji

Bohaterski pies

Powrót

Zawiadowca na początku nie martwił się zniknięciem Lampo. Cały czas miał nadzieję, że pies powróci. Po tygodniu zaczął się jednak niepokoić, więc dzwonił do swoich kolegów na innych stacjach. Niestety, nikt Lampo nie widział. Zastępca poradził mu, aby poprosił redaktora, który już pisał w gazecie o Lampo, aby teraz napisał ogłoszenie o jego zaginięciu. Zawiadowca zrobił tak, jak radził mu jego zastępca, i redaktor umieścił ogłoszenie razem z fotografiami, ale pies się nie odnalazł. Wieśniacy nie kupowali gazet, więc nie mogli przeczytać ogłoszenia, nikt inny zaś nie wiedział, gdzie pies się znajduje. Nadeszła wiosna i Lampo czuł się coraz lepiej. Był jednak bardzo smutny i wieśniacy domyślali się powodów tego smutku. Pies tęsknił za dawnym właścicielem. Nie zdziwili się więc, gdy któregoś dnia nie wrócił do nich ze spaceru. Zawiadowca był właśnie w kancelarii, gdy Lampo wszedł na stację. W kilka minut później wszyscy na stacji wiedzieli już, że wrócił. Kolejarze oglądali jego ślady po ranach, domyślali się, dlaczego nie było go tak długo, i ukradkiem ocierali łzy. Dzieci zawiadowcy, gdy tylko dowiedziały się, że pies wrócił, przyjechały na stację, żeby się z nim przywitać. Następnego dnia na stację przyjechał nieznajomy kolejarz. Okazało się, że to on pomógł Lampo wsiąść do pociągu przejeżdżającego przez Marittimę. Opowiadał, że psa przekazał mu kolega, jadący pociągiem z dalekiego południa. Tam przypomniano sobie o wypadku z psem, potem rozpoznał go kelner, który widział psa jesienią jadącego w pociągu na południe. Tego samego dnia zadzwonił znajomy redaktor, który też dowiedział się o powrocie niezwykłego podróżnika. Po kilku dniach znowu ukazał się artykuł w gazecie. Były tam również fotografie stacji, a nawet fotografie dzieci zawiadowcy. Zjawili się również wysłannicy rzymskiej telewizji, a jeden kompozytor ułożył piosenkę o Lampo, którą nadawano w radio.

Bohater

Nadchodziła pora przyjazdu popołudniowego ekspresu i słychać było gwizd nadjeżdżającej lokomotywy. Tego dnia zawiadowca nie odprawiał pociągu. Tknięty dziwnym przeczuciem, wyszedł z biura. Na peronie spotkał także swojego zastępcę. Obydwaj mężczyźni spojrzeli na tory i krzyknęli z przerażenia. Na torach bawiła się mała Adele. Mężczyźni ruszyli jej na pomoc, ale lokomotywa zbliżała się z dużą prędkością. Znajdowali się jeszcze spory kawałek od dziecka, gdy wyprzedził ich Lampo. Mknął jak strzała, odbił się i zepchnął dziewczynkę na drugą stronę torów. Niestety, on sam nie zdążył z nich zejść. Zginął pod kołami pociągu. Zawiadowca wziął córkę na ręce i zaniósł na stację. Potem wrócił po Lampo. By LepoRello - Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=22396668

Posiadał niebywałą, jak na psa umiejętność - potrafił samodzielnie podróżować koleją. Dzielny piesek zdawał się zawsze trafiać tam, gdzie chciał pojechać.

Włochy to piękny kraj i łatwo jest je odnaleźć na mapie, bo mają kształt ogromnego buta. Na tym bucie jest wiele miast i wsi, łączy je ze sobą kolej. Pewnego dnia na stacji Marittima w środkowych Włoszech miał zatrzymać się pociąg, który jechał z Turynu do Rzymu. Był bardzo ciepły lipcowy dzień, dlatego wszyscy ludzie schowali się w poczekalni.

Pociąg do Piombino, gdzie mieszkał kolejarz, odjeżdżał dopiero wieczorem. W ciągu kilku spędzonych razem godzin zawiadowca i pies zdążyli się zaprzyjaźnić. Pies chodził za nowym panem po całej stacji. Po południu zawiadowca razem z psem poszli do dworcowego bufetu – miejsca, gdzie można kupić jedzenie i picie. Zawiadowca jadł podwieczorek i podzielił się nim z psem. Bufetowy zainteresował się psem i zapytał zawiadowcę, skąd go ma. Wtedy kolejarz odpowiedział, że przyjechał pociągiem. dostaje imię rzucił się na podane mu jedzenie. Inni siedzący w bufecie kolejarze Pies Bufetowy pochwalił psa, bo nie zapytali, jak pies się wabi. Jeden z nich zaproponował, żeby dać mu na imię Lampo (Lampo znaczy po włosku błyskawica), bo oczy mu się świecą, a na grzbiecie ma jasną pręgę i wygląda zupełnie jak błyskawica. Zawiadowcy spodobało się to imię.

Lata 50 -te Autor opowiada nam historię o ludziach i o psie, który podróżował sam pociągami po całych Włoszech. Jest to też opowieść o wielkiej przyjaźni i choć jest dziwna, autor przekonuje nas, że wydarzyła się naprawdę.

Pociąg przyjechał i wsiadło do niego kilka osób, a kiedy zawiadowca chciał już podnieść rękę, żeby dać sygnał do odjazdu, zauważył, że z ostatniego wagonu wyskoczył pies. Pies podbiegł do zawiadowcy i łasił się do niego. Potem podszedł do kamiennego zbiornika na wodę i zaczął pić. Zawiadowca poszedł do swojego biura. Nagle usłyszał skrobanie do drzwi, za drzwiami stał pies.

Zawiadowca zapytał psa, czy jest głodny, i podzielił się z nim kanapką z serem. Pies był głodny, ale nie jadł łapczywie jak źle wychowane psy. Kolejarz pogłaskał go. Pies mu się spodobał. Pomyślał, że mógłby wziąć go do domu. Mieszkał 20 kilometrów od stacji, a okolica wokół jego domu była pusta. Pies pilnowałby domu i bawił się z dziećmi. Kiedy zawiadowca zapytał psa, czy pojechałby z nim, pies zaszczekał i pomerdał ogonem, jakby się zgadzał. Zawiadowca musiał jeszcze wymyślić, w jaki sposób zabrać pieska, bo przepisy zabraniały przewożenia zwierząt pociągami osobowymi.

To, co wydarzyło się później, poruszyło całą stacją. Lampo zniknął. Dróżnicy kolejowi przetrząsnęli wszystkie zakamarki w okolicy, ale psa nie było. Pocieszali zawiadowcę, że może wrócił do dzieci do Piombino, ale kiedy kolejarz wrócił wieczorem do domu, Lampo tam nie było. Dzieci były rozczarowane i smutne, że Lampo nie przyjechał z ojcem, ale nikt na to nie mógł nic poradzić. Następnego dnia zawiadowca, jadąc do pracy, miał nadzieję, że pies będzie na niego czekał. Niestety, Lampo się nie pojawił. Wszyscy pracownicy stacji posmutnieli. W południe przyjechał pociąg pospieszny z Turynu i z otwartych drzwi ostatniego wagonu wyskoczył Lampo. Kolejarz nie mógł się uspokoić i zrobił surową minę, żeby zganić psa. Edwardo, elektrotechnik, który poprzedniego dnia również pojechał do Turynu i wrócił tym samym pociągiem co Lampo, powiedział, że widział psa w Turynie i Lampo dobrze wiedział, do którego pociągu należy wsiąść, żeby wrócić do Marittimy. O niezwykłym psie wiedziano już na wszystkich stacjach kolejowych, ponieważ po kilku dniach odpoczynku Lampo znowu zaczął podróżować. Niektórzy mieli ochotę go nawet zatrzymać, ale Lampo i tak w końcu uciekał i wracał do Marittimy. Kochał tu wszystkich i czuł, że jest kochany. Dzieci zawiadowcy bardzo często przyjeżdżały teraz na stację, by się pobawić z Lampo. Na stacji zjawił się nawet redaktor gazety, by zrobić wywiad z zawiadowcą i zrobić parę zdjęć niezwykłemu psu.

Nazajutrz, kiedy zawiadowca przyjechał do pracy, nie sądził, że zobaczy psa. Przypuszczał raczej, że Lampo zabłąkał się gdzieś lub ktoś go przygarnął. Jednak pies czekał na niego pod drzwiami jego biura. Zjedli razem śniadanie, a potem pies, żeby nie przeszkadzać panu w pracy, grzecznie położył się pod stołem, a kolejarz pogrążył się w papierach. Koło dziesiątej zawiadowca wyszedł na peron. Właśnie nadjeżdżał pociąg pospieszny i należało go odprawić. Kolejarz stanął w służbowej pozycji, a Lampo przybrał taką pozę, jakby i on odprawiał pociąg. Jakaś pani wyjrzała przez okno i żartowała, że na stacji w Marittimie pies odprawia pociągi. Zawiadowca ucieszył się, że ma takiego pomocnika.

Zawiadowca był zawiedziony. Myślał, że Lampo będzie doskonałym towarzyszem zabaw dla jego dzieci. Tymczasem po prostu uciekł. Przypomniał sobie wtedy, w jaki sposób pies znalazł się na stacji, i pomyślał, że jest on po prostu włóczęgą. Zastanawiał się tylko, skąd pies wiedział, kiedy trzeba przyjść na stację, żeby nie spóźnić się na pociąg. Pies przecież nie zna rozkładu jazdy pociągów. Kolejarz zdziwił się jeszcze bardziej, gdy następnego dnia po przyjeździe do Marittimy zastał Lampo pod drzwiami swojego biura. Obydwaj ucieszyli się na swój widok. Pies łasił się i patrzył tak zawadiacko, że zawiadowca nie mógł się na niego gniewać. W końcu pilnował biura całą noc. Stało się zwyczajem, że wieczorem Lampo wracał z zawiadowcą do Piombino, a po kolacji jechał z powrotem na stację w Marittimie. Dzieci uwielbiały się z nim bawić i nie mogły zrozumieć, dlaczego po kolacji Lampo wymykał się z powrotem na stację. Codziennie rano Lampo witał serdecznie swojego pana, jadł razem z nim śniadanie, a potem zaczynali obchód stacji. Lubił chodzić z ekipą remontową na tory, a tam podawał i odkładał wskazane klucze i narzędzia. W południe zjadał przygotowaną w bufecie porcję na obiad, a potem razem z zawiadowcą odprawiał pociągi. Zawiadowca śmiał się i mówił, że kupi dla Lampo czapkę. Takim był dobrym kolejarzem. Marittima stała się domem dla Lampo, a kolejarze przyjęli go do swojej brygady.

Lampo właśnie jechał pociągiem w kierunku południa i był oddalony od Marittimy o setki kilometrów. W pociągu zobaczył go kelner, poznał psa, bo widział jego zdjęcie w gazecie. Nakarmił go, a potem zamknął w przedziale służbowym. Kelner, obsługując gości, zastanawiał się, dlaczego pies podróżuje: może szuka poprzedniego właściciela, może lubi zwiedzać różne miejsca, a może po prostu lubi wsłuchiwać się w monotonny stukot kół. Kiedy już obsłużył wszystkich gości, wszedł z powrotem do przedziału kolejowego, ale Lampo już tam nie było. Pies wysiadł na stacji w Paola. Dłuższą chwilę kręcił się po stacji, a potem postanowił wsiąść do pociągu jadącego w kierunku północnym. Na ten pociąg czekało sporo pasażerów i kiedy zatrzymał się na peronie, tłum ruszył w kierunku wejścia. Lampo również chciał wsiąść, ale ludzie odpychali go i kiedy pociąg ruszył, udało mu się wskoczyć na stopień. Niestety, drzwi zamykały się automatycznie i zamknęły się akurat w tym momencie, kiedy pies stał na stopniach. Ścisnęły go jak kleszcze. Lampo miał złamane dwa żebra i łapę. Kiedy pociąg zatrzymał się i drzwi automatycznie się otwarły, pies upadł na tor i ostatkiem sił doczołgał się do kępy krzaków rosnących w rowie. Dwie godziny potem znalazła go tam wieśniaczka, która pędziła osła i właśnie usiadła tam, żeby odpocząć. Pomyślała, że ktoś zbił okrutnie psa, i zabrała go do domu. Jej mąż był owczarzem i umiał nastawiać połamane kości zwierząt. Wieśniak opatrzył rany Lampo, były one jednak bardzo ciężkie. Pies długo chorował. Dopiero po miesiącu mógł się podnieść na nogi, jednak cały czas utykał. Przywiązał się do wieśniaków, czuł wdzięczność za pomoc, jaką mu okazali. Wieśniacy również polubili psa i mimo że byli bardzo biedni, starali się dla niego o jak najlepszą karmę. Przyszła zima, a pies dalej był bardzo słaby. Dobrze mu było z wieśniakami, ale tęsknił do kolejarzy w Marittimie.

Naczelnik dyrekcji kolejowej wezwał do siebie zawiadowcę stacji na poważną rozmowę. Groźna mina naczelnika nie wróżyła nic dobrego. Naczelnik, który z natury nie był złym człowiekiem, ale musiał wymagać przestrzegania przepisów kolejowych, zabronił trzymania Lampo na stacji. Wracając do domu, zawiadowca myślał, w jaki sposób ma wypełnić polecenie przełożonego. Nie mógł trzymać psa w domu siłą, nie wyobrażał sobie go na łańcuchu. Jedyne, co mógł zrobić, to wysłać Lampo do swojego wuja na Sycylię. Napisał długi list do wujka. Odpowiedź nadeszła po kilku dniach. Wujek zgodził się na przyjęcie Lampo do siebie. Kolejarz postanowił na razie nic nie mówić ani kolegom na stacji, ani dzieciom. Jedyną osobą, która wiedziała o zamiarach zawiadowcy, był młody telegrafista. Wyjeżdżał na urlop i obiecał dowieźć psa do kapitana statku płynącego na Sycylię. Jednak Lampo na stacji w Rzymie uciekł telegrafiście i wrócił do Marittimy. W końcu zawiadowca postanowił, że sam odwiezie psa na przystań. Kapitan statku czekał na niezwykłego pasażera. Zawiadowca był tak smutny, że nawet nie pożegnał się z kapitanem. Dzieci siedziały teraz często na plaży i spoglądały na morze. Gdzieś tam był ich przyjaciel, a one nic nie mogły zrobić, żeby go odzyskać. Roberto postanowił, że kiedy będzie dorosły, popłynie na Sycylię i przywiezie Lampo z powrotem. Pewnego dnia kolejarz pociągu jadącego z dalekiego Reggio twierdził, że widział Lampo. Zawiadowca nie wierzył, ale wysłał list do wuja na Sycylię. Odpowiedź przyszła po kilku dniach. Rzeczywiście, Lampo zniknął. Zawiadowca zaczął się martwić. Wiedział, że powrót psa oznacza nowe kłopoty. Nie potrafił jednak martwić się na zapas. Był dumny z Lampo, że udało mu się wydostać z wyspy, i teraz czekał na jego powrót. Minęło kilka tygodni, a Lampo nie wracał. Wszyscy na stacji żyli w napięciu. Znowu zaczęto wątpić w jego szczęśliwy powrót. Była już późna jesień, gdy jeden z kolejarzy przyniósł Lampo zawiniętego w prześcieradło do biura zawiadowcy. Pies żył, ale był tak słaby, że nie miał siły, żeby dojść z pociągu do biura. Zawiadowca rozwinął kawałek materiału i na widok ran, jakie miał Lampo, rozpłakał się. Postanowił, że zrobi wszystko, żeby pies odzyskał siły.